Mój drogi przyjacielu, najlepszy rozmówco z wszystkich mi znajomych i znawco dobrego kina. Zawsze doceniałam Twoje zdanie w kwestiach audiowizualnych, potrafiłeś profesjonalnie przekazać swoje wrażenia i interpretacje. Każda z Twoich wypowiedzi opierała się na sprawdzonych faktach, obsypywałeś mnie pachnącymi i wartościowymi lekturami z których czerpałeś najistotniejszą wiedzę z możliwych. Dziękuję Ci za to, że jesteś i pomagasz zebrać moje czasem szalone i niepoukładane myśli w jedną całość, przez co ten blog staje się tak niezależny, że aż wszyscy boją się go komentować. Dlatego mój bracie, specjalnie dla Ciebie robię to o czym zawsze marzyłeś, co Ci nieraz obiecywałam, ale jak to ze mną bywa nic z tego konkretnego nie wychodziło. Będzie to oczywiście recenzja filmu Las Piotra Dumały, która kilka miesięcy temu przepadła na moim laptopie za sprawą spalonego dysku, ale pamiętam ją całkiem nieźle, więc postaram się jak najdokładniej odtworzyć myśli sprzed prawie 2 lat. Kochany przyjacielu, najlepszy filmowy znawco z całej nas otaczającej szlachty, właśnie dziś w końcu dowiesz się dlaczego Las był przykładem kiepskiej kinematografii?
O co tam generalnie chodzi? Mamy przedstawioną historię ojca i syna, których losy obserwujemy na dwóch różnych czasoprzestrzeniach:
- Las - ojciec przywódca, śmiałek, najsilniejszy przedstawiony element, syn - w cieniu ojca, przestraszony, zupełnie uzależniony od jego decyzji.
- Rzeczywistość - ojciec - schorowany starszy mężczyzna, zupełnie uzależniony od syna, który się nim opiekuje.
Scenariusz, a może raczej sam pomysł na realizację tego filmu, był oczywiście trafny i całkiem niezły. Piękna choć łatwa alegoria lasu jako ucieczki przed okrucieństwem losu może się podobać, prawda Lożku? Ja sama tak uważam, więc dalej szukamy o co tej Kice chodziło...
Zdjęcia też mają tę magię, specyficzne oświetlenie zastosowane w kadrach kręconych w lesie, mglistość i poczucie nienaturalności, to wszystko było całkiem w porządku, obrazy niczym ze snu, pięknego, ocierającego się o rzeczywistość. W porządku, dalej nie mam konkretnej obiekcji.
Po raz kolejny zmagamy się tutaj chyba z największym problemem współczesnej kinematografii: "jak zrobić film żeby wyglądał ambitnie?". Pan Dumała tak bardzo skupił się na wizualnej oprawie tego filmu, że zapomniał, aby te wszystkie efekciarskie elementy COŚ symbolizowały! I właśnie w ten sposób mamy długie, przeciągające się ujęcia z których ciężko jest cokolwiek wyciągnąć. Np. ujęcie palącego się ogniska za którym nic nie stoi...poza palącym się drewnem. Tegoroczny zwycięzca Oscara za najlepszy film nieanglojęzyczny, austriacka produkcja Miłość, zastosowała identyczny motyw przedłużania ujęć. Jednakże tam niosło to za sobą pewien cel, ukazania realizmu i codzienności, przybliżenia widza z historią wciągnięcia w opowieść. W Lesie wieje metafizyczną pustką.
Kolejnym minusem jest ilość scen podkreślających ułomność/śmiałość podstarzałego ojca. Przesyt powodował znudzenie u widza a czasem nawet irytację. Pan reżyser otrzymał do dyspozycji chyba za dużo taśmy, z której musiał coś zrobić. No cóż, ja na jego miejscu wycięłabym kilka scen, kilka z nich raz jeszcze zmontowała, w rezultacie stworzyłabym artystyczną krótkometrażówkę, natomiast z resztek taśmy powstałby łańcuch na choinkę. Przykro jest mi to stwierdzić, ale kiedy z obrazu nie wychodzi żadna głębia to nie mamy ambitnego kina.
Czym jest sztuka? Czy to była sztuka? Lożku, czy to była sztuka?
Dobry pomysł + ciekawe zdjęcia + puste emocje = LAS
Może i ta recenzja jest mało profesjonalna, niedokładna i mocno powierzchowna za co Cię mój drogi przyjacielu najmocniej przepraszam, wiem, że stać mnie na więcej, ale nie mogłam sobie pozwolić na kolejne oglądanie tej polskiej arcynudnej serii obrazów. Wybacz i zdaję sobie sprawę, że rozgrzebuję stare rany.
Dziś mało zdjęć w ramie protestu, aby obrazy nie wygrały z emocjami, forma z treścią a bełkot ze słowem.
Filmweb 6,3/10
Kika 5/10
Lożek 8/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz