niedziela, 7 kwietnia 2013

Tytuł zbędny

Zauważyłam, że mój gust filmowy jest doskonale przewrotny, to co uchodzić powinno za ambitne i dobre w moim mniemaniu niekiedy zawiewa kiczem i przesadą, a te złe i niepotrzebne filmy uznaję po prostu za niezrozumiałe przez widzów. Oczywiście to nie jest u mnie regułą, tak tak bardzo lubię Ojca chrzestnego, Pulp fiction i Zieloną milę, a Kac Wawę nienawidzę jak my wszyscy. W tym ostatnim przypadku pomimo moich wielkich starań nie udało się nic głębszego wydobyć...generalnie nie było tam nic, przerażająca strata czasu. Jednakże wracając do mojego gustu, można to rozumieć jakbym miała w sobie wewnętrzną potrzebę sprzeciwienia się wszystkiemu. Walczę z manipulacją a bronię inności. Chodzi mi tu przede wszystkim o postmodernistyczną wizję świata, czasem warto spojrzeć na różne kwestię swoimi własnymi oczami, a nie oczami ogółu. Przysiąść, pomyśleć, uruchomić szare komórki i bawić się tym!

Skąd ten cały współczesny filozoficzny bełkot? Ano w końcu zdecydowałam się obejrzeć Ludzką stonogę. Musiały minąć 4 niesamowicie długie lata abym w końcu zabrała się za ten chłam. Ten obrzydliwy, wstrętny, głupi, nic nie wnoszący, obrażający naturę człowieka gniot. Dlaczego mi się podobał? Och, dlaczego... Och, dlatego.



Zacznijmy standardowo od zarysu fabuły, chociaż i tak większość jak nie wszyscy wiedzą o co tam mniej więcej chodziło. Dwie piękne, rozrywkowe amerykańskie turystki przemierzają Europę, ot tak, dla zabawy. Oczywiście zahaczają o Niemcy, głupie pindy, nie wiedzą, że tam sami naziści, zboczeńcy i psychole. Wiadomo, głupi Amerykanie, książek nie czytają, pfff. No ale ma być impreza, one wypindrzone, wszystko na wierzchu, makijaż ściągać można chyba tylko szpachelką, wsiadają w samochód i jadą! Jadą i jadą. To jest horror więc muszą się zgubić, wiadomo nocą i na domiar złego w ciemnym mrocznym lesie...i to nie wszystko! Łapią gumę, głupie Amerykanki, tym zawsze wiatr w oczy. Czy może być gorzej? Może! Na onym zadupiu zasięgu nie ma, przypadkowymi przejezdnymi są tylko nazistowskie zboczone świnie, które nawet angielskiego nie znają. Koszmar! Co robią nasze urocze bohaterki? W szpileczkach i kusych ubrankach wybierają się na spacerek po lesie, na pewno ciemną nocą spotkają jakichś grzybiarzy. Jakaż jest ich radość, kiedy pośród chaszczy odnajdują wielki, nowoczesny budynek mieszkalny, a w nim chorego psychicznie doktorka, który doskonale zna język angielski! Dalsza akcja nie jest już tak wesoła, pan doktor-chirurg więzi w swojej piwnicy głupie Amerykanki i innego skośnookiego przystojniaka, który nie wiadomo jak do tego kraju trafił, bo ani po niemiecku, ani po angielsku, tylko po swojemu biadoli. No i wizja pana chirurga jest następująca: robimy ludzką stonogę! Łączymy usta jednej z odbytem drugiego, przeprowadzamy przez nich wszystkich układ pokarmowy i tworzymy nową istotę ludzko-podobną.







Przede wszystkim chapeau bas za pomysł, ja bym w życiu na coś tak surrealistycznego nie wpadła. Moje najbardziej chore i pokręcone sny nigdy nie osiągnęły aż takiego stopnia zdziwaczenia. Historia mnie wkręciła i to bardzo, nie mogłam oderwać wzroku nawet w najbardziej obrzydliwych i zaskakujących scenach. Rozcinane tkanki, odgryzane tętnice, pozszywane twarze i cieknąca krew - z takich oto obrazków składa się ten film, nie będziemy tu szukać krwiożerczych potworków, psycholi z piłą łańcuchową i wyskakujących znienacka zza komody duchów. To nie ten typ produkcji. Horror przeżywają widzowie, którzy są świadkami najbardziej okrutnej zbrodni człowieka nad drugą niewinną istotą. Muszą pogodzić się z tą chorą wizją doktorka, który wylewa łzy wzruszenia nad swoim dziełem, które kocha i podziwia. Osobiście przeżyłam dramat, narastające napięcie i ciągłe zawodzenie ofiar przyprawiało mnie o ciarki. Oni wciąż jęczeli, płakali i cierpieli, nie tylko fizycznie ale i psychicznie, kim teraz są? Czy to są jeszcze ludzie? Wciąż pojawiające się budzące wstręt sceny powodowały u mnie niesmaczny grymas na twarzy, nieziemski grymas. W żołądku się przewracało, obiad stał mi w gardle, serce waliło oszalałe i tu zadałam pytanie sobie a i z resztą wszystkim znającym temat, czy jeśli coś tak bardzo wpływa na moje emocje jest czymś złym, niedobrym i niewartym uwagi? Współczucie i nienawiść, te odczucia owładnęły moje ciało.

Duże znaczenia miała dla mnie także gra aktorska. Dr Heiter, czyli nasz pokręcony (za mało powiedziane) chirurg to postać tak karykaturalna ale i wyrazista, że nic tylko bić brawa. No tak tego chuja nienawidziłam, owładną mną, zmanipulował, dokonał wręcz niemożliwego. Staram się zazwyczaj być tylko obserwatorem świata przedstawionego, w Ludzkiej stonodze gdyby była taka możliwość weszłabym w ekran i zadźgała sukinsyna. Ofiary, czyli Amerykanki i Żółtek (dobra, niech też ma wielką literę) podobnie zagrali na moich emocjach. Ich bezradność, naiwność i strach zabijały mnie w każdej następnej minucie filmu. Jeśli ktoś mi powie, że ich gra aktorska była drętwa, nich się raz jeszcze przyjrzy swojej zajebistości i przemyśli temat. Ci co nie zrozumieją wytłumaczę: oni są wszystkim, wy niczym. Oni są tragedią, wy skałą bez duszy.
Zbyt drastycznie? Czyli zrozumieliście.

Przez cały seans rozgrywał się istny dramat, najgorszy z koszmarów. Już wolałabym na ich miejscu żeby gonił mnie jakiś wariat z siekierą albo widmo bez głowy. Jeśli już tak gdybamy, oczywiście te przemyślenia są mocno konstruktywne, ale niejeden wybrałby nawet śmierć. Biorąc pod uwagę samo zakończenie,

SPOILER SPOILER SPOILER SPOILER SPOILER SPOILER SPOILER SPOILER SPOILER 
to sytuacja w której znalazła się środkowa część ludzkiej stonogi, wbiła mi gwóźdź do trumny. Nie za bardzo rozumiałam sensu popełnienia samobójstwa pierwszej części - czyli Żółtka. W ogóle jego rozpaczliwy monolog był chyba jedną z najgorszych scen całego filmu. Mimo wszystko pomysł doskonały. Z przodu trup z tyłu trup, a ona uwięziona w ciele monstrum bez możliwości jakiejkolwiek ucieczki. 
KONIEC SPOILERA

Pomimo rewelacyjnej dramaturgii i całkiem niezłych zdjęć, niestety ale film miał dosyć sporo wpadek. Szkoda, że zrobili z tego horror, typowo amerykańską opowiastkę. Zwykły dramat by wystarczył, bez żadnych ciemnych lasów i ślicznych zakrwawionych niewiast. Sceny w stylu:
aaaa ucieknę, ale najpierw posiedzę przy łóżeczku i popłaczę nad swoim losem
albo
mogę uciec, ale nie, wolę wrócić do piwnicy, psychol jest nie wiadomo gdzie, ale na pewno uda mi się zabrać moją nieprzytomną koleżankę i uciec hen hen daleko, bo jestem taką silną i sprytną dziewczyną. Szkoda, że temu skośnookiego też nie chciała pomóc.
To tylko takie naiwne i głupie przykłady, które musiały się pojawić w filmie, żeby wprowadzić nutkę rozdrażnienia u widza. Niestety ale mnie to tylko przypominało denne amerykańskie proste kino, którego nie znoszę.

Nie sądziłam, że aż tak przeżyję ten film. Był dobry, ale nie genialny. W każdym razie uwierzyłam, że może mnie jeszcze coś zaskoczyć. Ogromne podobieństwo do ekranizacji znanej powieści Markiza de Sade "120 dni Sodomy czyli szkoły libertynizmu" (film: Salo, czyli 120 dni Sodomy) która także zrobiła na mnie duże wrażenie potwierdza tylko i wyłącznie fakt, że specyficzny ze mnie człowiek. Jednakże temat okrucieństwa, tego jak daleko człowiek jest się w stanie posunąć bardzo mnie fascynuje. Czy to rzecz wrodzona, nabyta czy może każdy z nas ma w sobie zakodowaną taką przypadłość tylko nie każdy ma odwagę się do niej przyznać?

Filmweb 3,4/10
Kika 6/10 (dobry, ale za liczne niedopracowania spory minus)

A dla tych, którzy uważają, że ten wpis jest żenujący, poniżej krytyki i w ogóle jestem głupia, nie znam się i lepiej żebym się nie wypowiadała - wiersz Jacka Kaczmarskiego.