środa, 10 lipca 2013

Wyplenić, wyplenić

Wkurza mnie niesamowicie, ale i tak ją kocham. Moja droga Puhi, recenzja specjalnie dla Ciebie, długo oczekiwana, aż zanadto przemyślana, ale ze specjalną dedykacją. Dla mojej ulubionej i jedynej siostry.

>>Dużo spojlerów, więc czytacie na własną odpowiedzialność<<

W ramach wstępu chciałabym tylko zaznaczyć, że japońskie anime jest dla mnie kinem specyficznym, które przez te wszystkie lata ciągnęło się za mną niemiłosiernie krzycząc: "obejrzyj mnie, polub mnie". W przeciągu kilku lat udało mi się obejrzeć tylko 3 produkcje: Spirited Away, Księżniczkę Mononoke i Metropolis. Wrażenia? Interesująca kreska, porywająca fabuła i przerażające postacie. Tak, oficjalnie przyznaję się, 90% anime wywołuje u mnie uczucie strachu i konsternacji. Prawdopodobnie dlatego, że oprawa kojarząca się z dziecięcymi bajkami przekłada się z dramatem, horrorem i standardową przygodówką dla dorosłych, a taka mieszanka działa na mnie zabójczo. Podobało mi się, ale nie miałam odwagi na więcej. Ewidentnie musiałam do tego dorosnąć. Mój pierwszy serial anime. Death Note.



Pewnie nigdy bym się na niego nie zdecydowała, gdyby nie ogrom memów pojawiających się na polskich portalach. Zaintrygowało mnie to troszeczkę, to nie musi być dobre, ale przydałoby się zapoznać. Skoro popularność Death Note'a jest aż tak duża, chciałabym przynajmniej zrozumieć jego fenomen. Może tak się wkręcę, że pokonam  młodzieńczy strach? Why not, let's try!

Krótki opis fabuły, to będzie akurat śmieszne. Mamy super przystojnego młodego inteligenta Light'a Yagami, który odnajduje niezwykły notatnik, który to przez przypadek(?) upuścił pewien Shinigami (bóg śmierci). Owa czarna książeczka ma specyficzne właściwości, jeśli wpiszesz imię i nazwisko osoby, której widziałeś twarz, ta osoba umrze na zawał serca w ciągu 40 sekund (no chyba, że dopiszesz inne okoliczności, ale nie będę się bawiła w detale, bo jest to trochę skomplikowane, jak to u Japońców). Oczywiście Light szaleje z radości, morduje przestępców, złoczyńcy padają jak muchy, świat staje się piękniejszy i bezpieczniejszy (słowo klucz "wyplenić"). No ale chyba każdy z nas wie, czy duży czy mały, że zabijać nie wolno, bo to bardzo brzydko i niegrzecznie. Policja nie wie co robić, chce schwytać to paranormalne coś (generalnie ciekawa kwestia, czyli oni też musieli mieć coś na sumieniu, bo kto by tu się martwił o aspekty etyczne, w momencie kiedy przestępczość spada w tak drastycznym tempie, pff stróże prawa), więc do akcji wkracza kolejna ekscentryczna postać z nieprzeciętnym ilorazem IQ, prywatny detektyw L (ksywa Ryuzaki), o którym niebawem trochę więcej, cóż, postać fenomenalna. I tu zaczyna się cała historia, Light, nazwany przez media Kirą, kontra L, co jest dobre a co złe? Komu kibicować, kto przechytrzy kogo?







Przed obejrzeniem anime, przeczytałam w necie krótki opis serialu, żeby wiedzieć czy warto poświęcić na to aż 15h życia. Zaintrygowało mnie, bo historia przypomina lekko produkcję telewizji Showtime Dexter, który jest chyba moim ulubionym serialem. Death Note rzeczywiście wciągnął mnie, nie tylko połechtał wizualno-estetycznie, ale i zmusił do myślenia. 

Pierwszą kwestią godną uwagi jest aspekt etyczny, obecny również u Dextera, czy postać Light'a jest pozytywna? Działa w dobrej wierze, ale w sposób nie do zaakceptowania. Trzeba również przyznać, że im bliżej finału, tym bardziej bohater się gubi, morduje niewinne osoby, zatraca się w zbudowanym przez siebie wewnętrznym obrazie boga nowego świata, co prowadzi oczywiście do upadku Kiry. Śmierć głównego bohatera - jedna z najlepszych jakie widziałam, sprawiedliwa, bolesna i w samotności - tworzy metafizyczne odzwierciedlenie człowieka narcyza, który poprzez zbyt dużą wiarę w siebie, dostąpił potępienia. To nie była zabawa w Boga, ale zupełne odrzucenie boskich wartości. Za złamanie pierwszego przykazania jak widać czeka kara śmierci, od samego Stwórcy (w tym przypadku z rąk Shinigami). Religijność stanowi istotną część w tym anime, nie licząc konstrukcji fabuły, kilkakrotnie pojawiają się cytaty i nawiązania do Biblii (wycieranie stóp Lighta przez Ryuzakiego, jako symbol okazania szacunku i mimo wszystko przyjaźni - baaardzo dziwna scena, ale jednak metaforyczna)




Zaczęłam od końca, a w sumie warto wspomnieć o początkowych, moim zdaniem najlepszych odcinkach Death Note'a. Poznajemy głównych bohaterów:
  • Light - utalentowany, bystry, idealny materiał na bożyszcze nieletnich dziewic

  • L vel. Ryuzaki - tajemniczy, ekscentryczny, dziwak, mózg nad mózgami

  • Ryuuk - przerażająca, odpychająca, nietuzinkowa postać boga Shinigami, ale jakże sympatyczna! Lubi jabłka i spacery o zachodzie słońca

  • Misa Amane - bogata, piękna, popularna, dziewczyna Light'a. Jest irytująca, głośna, niewiadomo co się z nią dzieje na koniec, ale mam nadzieję, że jednak skoczyła z tego mostu.

  • japońska policja - pierdoły i niewykształcone prosiaki, którzy pracują dla nastolatków (Light i L), bo sami nie potrafią rozwikłać sprawy. W skrócie - debile.

Pierwsza połowa serii wymiata, postać L-a kusi, zniewala. Jest tak niekonwencjonalny, że osobiście tylko czekałam, aż jego osoba znów pojawi się na ekranie. Już na początku rozgryzł Kirę, jednakże równie przenikliwy przeciwnik, potrafił pozbawić go wszelkich dowodów. Rywalizacja między tymi dwoma budowała cały klimat anime, z jednej strony wrogowie, z drugiej pracujący razem przyjaciele. Każdy z nich pragnął porażki tego drugiego, po czym w połowie serialu BACH umiera L! Najokrutniejszy sposób na zaskoczenie widza (albo czytelnika, bo pierwsza była manga). Nie można tak robić, stworzyć chyba najbardziej charakterystyczną i magnetyzującą postać japońskiej kreski, po czym uśmiercić ją tak szybko! Moja siostra miała ze mnie niezłą polewkę, bo przez jakiś tydzień czasu nie dopuszczałam do siebie wiadomości o jego śmierci. Ten pomysł był głupi, niepotrzebny, bezsensowny, zły! W pierwszej kolejności obiecałam sobie, że dalej nie oglądam, na Filmwebie miała także widnieć lśniąca ocena 1, jako odzwierciedlenie totalnego wkurwienia. Potem, nastała faza maksymalnego zdołowania, kolejne odcinki oglądałam ze łzami  w oczach. Aż w końcu jakoś się z tym pogodziłam, aby wreszcie w pełnej konsternacji emocjonować się finałem. Było inaczej, następcy Ryuzakiego nie podołali, aczkolwiek poziomem dorównywał pierwszej połowy serialu. Żal rozszedł się po kościach.



Szybkie plusy przyznaję za: oczywiście pomysł, wykonanie, interesujących bohaterów. Dodatkowo świetnie dobrana muzyka, rozterki moralne i długość (tylko 37 odcinków). Fabuła mnie nie przeraziła, było w miarę składnie i z sensem, a wisienką na torcie będzie oczywiście delikatny humor, który nadawał dojmującej treści subtelności.




Podjarana japońską kulturą sięgnęłam do całej reszty pełnometrażowych filmów kraju kwitnącej wiśni i niestety natknęłam się na fabularną wersję Death Note'a, w dwóch częściach. O zgrozo.
Wszystko byłoby dobrze, bo generalnie na to się zapowiadało. Zdjęcia - ok, prowadzenie akcji - ok, nawet nie wyszło tak absurdalnie jak mogłoby się zdawać. Problem polegał na obsadzie, tragicznej, nieprofesjonalnej, nudnej, żadnej. Zepsuli klimat, pozbawili swoich postaci charyzmy, brakowało mi humoru i inteligentnej narracji (scenarzysta też się nie popisał). Film prawie całkowicie został pozbawiony muzyki, utracił magię, stał się przeciętnym japońskim dziwadłem. Dlaczego jednak o tym wspominam? Otóż filmowa wersja została lekko zmodyfikowana, koniec ucieszy każdego fana, jest wymarzony, idealny, L wygrywa. Ekhm źle to ujęłam, powinien cieszyć, bo u mnie wywołało to mimo wszystko lekki niesmak. Właśnie w tamtym momencie zdałam sobie sprawę, dlaczego Ryuzaki musiał umrzeć, ha! Jednak było to potrzebne. Nawet znienawidzeni przeze mnie Mello i Near (kolejni detektywi, następcy L-a) stali się nagle  w moich oczach w miarę sensowni i ponętni.




Death Note (anime) zasługuje na swój sukces, jest ciekawą i inteligentną produkcją. Dość skomplikowaną i niełatwą w odbiorze, ale wartą uwagi. Polecam.

Anime:
Filmweb: 8,4 /10
Kika: 8/10 (tak, jednak)

Film:
Filmweb: 7,2 i 7,3 /10 (da fuq?!)
Kika: 5 i 6/10 (bo pomimo abstrakcyjnej treści, nie wyszło groteskowo)

A na koniec jeszcze małe ogłoszenie. Amerykanie biorą się także za Death Note, premiera zapowiadana jest na rok 2014. Plotki są różne, np. do roli Lighta proponowany jest Zac Efron, fabuła ma być znacząco zmieniona, planowane jest pominięcie wątków z istotami nadprzyrodzonymi (Shinigami), no i oczywiście jak to z hollywoodzkimi produkcjami happy end jest koniecznością. Podkreślam, to tylko plotki! Ale...