niedziela, 18 stycznia 2015

Oscary 2015

Witam w nowym 2015 roku! Jednakże dopiero 15 stycznia rozpoczął się dla mnie rok, kiedy to zostały ogłoszone nominacje do Oscara. Zapowiada się na duże emocje. Polska walczy aż o 5 statuetek w 4 różnych kategoriach. W tym roku również planuję oglądać galę wręczania Oscarów, aaaa i nowy wpis musi być :)

Tymczasem kibicujemy => Idzie <=, Joannie i Naszej Klątwie oraz Ani Biedrzyckiej (Czarownica) i oglądamy resztę nominacji.

Zapraszam do moich krótkich recenzji ;)

Grand Budapest Hotel


9 nominacji:

  • Najlepszy film
  • Najlepszy reżyser
  • Najlepszy scenariusz oryginalny
  • Najlepsza charakteryzacja i fryzury      WYGRANA
  • Najlepsza muzyka oryginalna                WYGRANA
  • Najlepsza scenografia                            WYGRANA
  • Najlepsze kostiumy                                WYGRANA
  • Najlepsze zdjęcia
  • Najlepszy montaż

Jestem absolutnie zachwycona aż takim zainteresowaniem Akademii Wesem Andersonem. Wes w dość specyficzny sposób tworzy swoje filmy, z dość bajkową narracją, kolorową scenografią, ironicznymi dialogami i wykwintnym humorem kupił mnie już dawno temu. Bez wątpienia jest to jego najlepsze dzieło, doskonale przemyślane, zrealizowane i zagrane. Ciężko mi nawet zrecenzować coś tak perfekcyjnego, dlatego pominę opis fabuły, a skupię się bardziej na ocenie Grand Budapest Hotel pod względem możliwości Oscarowych.
Fabularnie film skupia się na przygodach bohaterów, związanych z tytułowym Hotelem Grand Budapest i trzeba przyznać, że dzieje się tu wiele. Mamy świetnie dobraną obsadę (Ralph Fiennes, Tilda Swinton, Adrien Brody, aż żal nie wymienić reszty...), aktorzy mogą się pobawić swoimi postaciami ze względu na przekomiczny scenariusz. Wes i jego wyobraźnia po raz kolejny zaskakują i nie rozczarowują. Magiczny klimat jego filmów jest również obecny i w tym przypadku, Statyczna kamera nie męczy oko widza, pozwala nam skupić się na rozgrywającej się akcji, a proste kadry przypominają podziwianie obrazów - kolorowych, bogatych w detale, magnetyzujących i bawiących do łez. Dobra współpraca z scenografowami, charakteryzatorami i kostiumologami zaoowocowała stworzeniem wyjątkowego Andersonowego świata.
Trzeba to jednak pokochać, bo kino Wesa jak już mówiłam jest specyficzne i czy je pokochacie, zależy od Waszej wyobraźni :)

Kika 9/10
Filmweb 7,8/10 

Boyhood


6 nominacji:
  • Najlepszy film
  • Najlepszy aktor drugoplanowy - Ethan Hawke
  • Najlepsza aktorka drugoplanowa - Patricia Arquette      WYGRANA
  • Najlepszy reżyser
  • Najlepszy scenariusz oryginalny
  • Najlepszy montaż

Sam pomysł powinien dostać Oscara. Producenci wykazali się nie lada odwagą, żeby poświęcić 12 lat na realizację swojego projektu. Mega szacun i muszę przyznać, że wyszło to dość interesująco.
Największym zarzutem tego filmu, co chyba każdy kto obejrzał to potwierdził, jest jego długość (prawie 3h) i brak akcji, Oczywiście słowem kluczem była obezwładniająca nuda. Nie powiem, że początkowo zgodziłam się z powszechną, druzgocącą opinią, to było nudne i nijakie. Trzeba jednak dotrwać do końca, by zrozumieć przesłanie i zasmakować tego, co miało tu najważniejsze znaczenie. Dlatego zmienie słowo klucz z "nudy" na "życie". Boyhood miał na celu wprowadzenie widza w historię, którą każdy z nas doskonale zna. Fabuła przedstawia życie każdego prostego człowieka, gdzie po tak długim seansie pogrążamy się w nostalgii i odnajdujemy w bohaterach nas samych. Czy zastanawialiście się kiedykolwiek jak wyglądałby film, w którym to Wasza historia byłaby głównym wątkiem? Nudy, co nie? Żadnej strzelaniny, morderstw, intrygi, ale jednak poszczególne sceny z naszego życia czynią go dla nas wyjątkowym i jedynym. 
Przede wszystkim wzruszyła mnie postać mamy granej przez Patricię Arquette (świetna Oscarowa kreacja), która poświęciła wszystko dla swoich dzieci, a w momencie kiedy te dorosły i postanowiły rozpocząć swój własny rozdział i zostawić matkę - ta popada w rozpacz. Całe jej życie poświęciła synowi i córcę, aż wreszcie pozostała z niczym. Ten dramat dotyczy każdego człowieka. 
Prawdziwość scenariusza nadaje całości melancholijnego wyrazu. Odnajdźmy w Boyhoodzie siebie a odkryjemy jego rzeczywistą wartość.

Kika 8/10
Filmweb 7,3/10 

Whiplash


5 nominacji:
  • Najlepszy film
  • Najlepszy aktor drugoplanowy - J.K.Simmons     WYGRANA
  • Najlepszy scenariusz adaptowany
  • Najlepszy dźwięk                                                    WYGRANA
  • Najlepszy montaż                                                   WYGRANA

Chyba zaczęłam od najlepszych produkcji, bo póki co, wszystkie obejrzane przeze mnie nominowane do Oscara filmy, pokazują świetne, ambitne, współczesne kino. Nie inaczej jest z Whiplash. Prawdziwa gratka dla miłośników muzyki.
Młody Andrew, uczący się perkusista, poprzez wręcz niezdrową ambicję i potrzebę absolutnej perfekcji, poświęca się swoim muzycznym inspiracjom, pokazując, że nie tylko talent świadczy o sukcesie, ale trening i dopracowanie własnego warsztatu. 
Genialna kreacja aktorska Simmonsa doskonale barwi fabułę, a wszechobecny jazz koloruje ciemne, słabo oświetlone sceny z sal jednego z amerykańskich konserwatoriów muzycznych. 
A koniec... Ach warto. Polecam gorąco!

Kika 8/10
Filmweb 8,4/10

Birdman


9 nominacji:
  • Najlepszy film                                   WYGRANA
  • Najlepszy aktor pierwszoplanowy - Michael Keaton
  • Najlepszy aktor drugoplanowy - Edward Norton
  • Najlepsza aktorka drugoplanowa - Emma Stone
  • Najlepszy reżyser                             WYGRANA
  • Najlepszy scenariusz oryginalny      WYGRANA
  • Najlepsze zdjęcia                               WYGRANA
  • Najlepszy dźwięk
  • Najlepszy montaż dźwięku

To nie mogło nie wypalić. Genialny!
A ponieważ w filmie była cudowna scena związana z zawodem krytyka, jego sposobem pracy, pominę oceniające wywody, a skupię się na samych "etykietach"

"rewelacyjny, elektyzujący scenariusz"
"doskonałe dialogi"
"kamera...cóż ona ze mną czyni, nie można się oderwać!"
"ruchy kamery... aż mnie ściskało od środka z zachwytu"
"kamera kamera kamera kamera <3"
"sprytny montaż, prawie niezauważalny"
"filozoficzno-metaforyczna pierwszej część filmu"
"druga część... mamy Birdmana i efekty specjalne, jest szał!"
"jakie zakończenie, o jezusie maryjo, wgniatające w fotel"
"wielki powrót Keatona, doskonale obsadzona rola, doskonale odegrana, doskonały portret psychologiczny"
"Norton, wreszcie wrócił, mój stary, dobry, utalentowany Norton"
"duet Keaton - Norton, to jest prawdziwe aktorstwo, odbijają od siebie tylko piłeczki, a ja jestem sędzią, który nie może ogłosić innego wyniku jak pełen profesjonalizmu remis"
"Emma Stone - ogromne zaskoczenie, dobra jest!" 
"Skubaniutka, młodziutka i jak gra!"
"aktualnie Birdman to mój tegoroczny faworyt, absolutny!"

Kika 9/10
Filmweb 7,8/10

Foxcatcher


5 nominacji:

  • Najlepszy aktor pierwszoplanowy - Steve Carell
  • Najlepszy aktor drugoplanowy - Mark Ruffalo
  • Najlepszy reżyser
  • Najlepszy scenariusz oryginalny
  • Najlepsza charakteryzacja i fryzury

Hurra. Nareszcie jakaś kupa.
Nie rozumiem czemu znalazł się on wśród oscarowych wyróżnień. Cóż takiego w nim urzekło? Ok, przeczytałam parę opinii, starałam się zrozumieć fanatyków Foxcatchera, niestety jednak nic mnie nie przekonało. Pozostaję przy kupie. I chętnie wytłumaczę, czemu akurat kał!

Po pierwsze: To są nudy nie zmierzające do niczego. Nudzić się, żeby się nudzić, a potem się kłócić z hejterami, że te nudy to budują klimat. Czekam na pierdolnięcie, bo aż za dużo tych nudów - stwierdziłam podczas seansu. Było pierdolnięcie, a potem znowu nudy. Więc w skrócie moi drodzy, przede wszystkim oczekujcie od Foxcatchera NUDÓW!!!

Po drugie: Trudne relacje 3 bohaterów, czyli braci Schultz, zawodowych zapaśników (Ruffalo i Tatum) oraz opiekuna klubu zapaśniczego "Foxcatcher" (Carell), zostały ukazane zbyt powierzchownie i moim zdaniem nie do końca klarownie. Fanatycy tego filmu rozczulają się nad genialną dramaturgią budowaną między powyższymi bohaterami, świetne portrety psychologiczne, rewelacyjne zarysowane problemy egzystencjalne. Co widzi Kika? 2 braci - 1 jest fajny, 2 jest głupkowatym napakowanym bucem. Widzę pseudo-trenera, który ma przez cały film minę srającego kota i to podobno świadczy o jego wybitnym warsztacie aktorskim...Whaat?!

Po trzecie: Obsada. Tu się pośmieję :) Ok, oprócz Ruffalo, ale to nie powinno być niespodzianką, on po prostu za co się nie dotknie, przemienia w złoto. Perełka tego filmu, w ogóle perełka współczesnego kina. Więc od Ruffalo proszę się odpitolić, ale reszta...haha jest beka! Zaczęłam o Carellu i jego fekaliowej mimice, więc dodam słów kilka. Rozumiem skąd nominacja do Oscara, aktor komediowy zdecydował się na rolę dramatyczną, spoko, czaje. Ale zapytam szczerze, czy to był aż tak zjawiskowy performance żeby rzucać się na najważniejszą z amerykańskich nagród filmowych? Nie wiecie? To wam odpowiem. Nie, występ Steve'a Carella nie zasługuje na nominację, a nawet oklaski. Fajnie go ucharakteryzowali, na początku z zainteresowaniem obserwowałam nieznany mi wcześniej styl gry ów komediowego aktora, ale wraz ze zwiększającym się poziomem nudy, Carell zaczynał bardziej irytować niż zachwycać. Poza tym jeśli już jesteśmy przy  aktorach komediowych w dramatycznych odsłonach, czemu Akademia zdecydowała się pominąć Jennifer Aniston w jak dla mnie rewelacyjnym Cake? Właśnie w tym filmie zobaczyłam kawał dobrego aktorstwa, a nie w Foxcatcherze. Akademio, czy ktoś w ogóle oglądał te filmy? Wstydźcie się! 

Pojechała po Carellu, czas na Channinga Tatuma - bożyszcze kobiet w realu, człowiek młot z Foxcatchera. No cóż, szacun za przygotowanie do roli. Był napakowany, widać, że trochę musiał tych zapasów potrenować, bo finalnie wyszło dość realistycznie. Jeśli zaś chodzi o okazywanie emocji...tak, to był ewidentnie jego sposób gry, ale bardzo nieefektowny. Postać Marka Schultza, w moim odczuciu była głupia, naiwna i prostacka. Nie było w tym niczego wartego uwagi, same głupie spojrzenia i wyćwiczone macanki na macie. 

Po czwarte: Proszę mi nie wypominać, że nie podobał mi się film, bo nie lubię sportu i jestem głupią dziewczyną, prawdopodobnie fanką Tatuma, która oczekiwała seksownych scen z jej ukochanym aktorem, a nie jakiejś smętnej biografii nudnych ludzi sportu.Tak się składa, że lubię sport, może mniej uprawiać, ale na pewno oglądać i kibicować. Zapasy żeby było śmiesznie bardzo dobrze znam i bardzo bardzo lubię ze względów rodzinnych:) W Foxcatcherze rzeczywiście wątek sportowy nie kulał. Pokazali to co mieli pokazać i wyszło ok. Tatuma fanką nie jestem, a wręcz go nie lubię. Nie uważam go za dobrego aktora i tyle. W powyższym dziele filmowym pokazał ponadto jak bardzo jest głupi - albo sam wpadł na to jak zagrać, żeby było fajnie, albo ktoś mu podsunął taki pomysł i jak kretyn się na to zgodził. Tak jak Ruffalo był super, a Carell w miarę, Tatum jeździ brzuchem po mule. 

Po piąte: Mówiłam już, że nudne?

Kika 6/10
Filmweb 6,6/10

Interstellar 


5 nominacji:

  • Najlepsza muzyka oryginalna
  • Najlepsza scenografia
  • Najlepsze efekty specjalne     WYGRANA
  • Najlepszy dźwięk
  • Najlepszy montaż dźwięku


Jakiś czas temu zaczęłam pisać recenzję tego cuda, niestety po 2 akapitach wymiękłam. Nie miałam nawet chęci tego zachwalać ani zjeżdżać. Dziś jednak nadszedł dzień, w którym dokończę swoją myśl, a oto i ona...

Na premierę Interstellar czekałam parę długich miesięcy. Genialny trailer wbijał mnie w fotel, pomimo tego, że od początku byłam nastawiona dość sceptycznie. Wiem co Nolan wyprawia przez ostatnie lata, nie wszystko wychodzi mu tak jak kiedyś, inspiracje Odyseją... Kubrica, no nie nie, to będzie gniot, musi być!
Spodziewałam się jednak genialnych efektów specjalnych, dlatego zdecydowałam się na mój pierwszy raz z Interstellar na warszawskiej Sadybie, w IMAXie - że niby doznam tam niezapomnianych wrażeń. Ok. zaufam. 27 zł. Ma być orgazm.
....
Nie było.
...
no może troszeczkę :)

Cooper (Matthew McConaughey) to przystojny farmer, samotny ojciec dwójki dzieci, kochający, oddany rodzinie wesołek - idealny przykład amerykańskiego ideału. Jakże jest nam smutno kiedy dowiadujemy się, że świat zmierza ku zagładzie, nie ma co jeść, czym oddychać i jedynym wybawcą jest...ów nasz boski farmer! Ponieważ niegdyś bawił się w pilotowanie statków kosmicznych, bierze udział w tajnym projekcie NASA by wreszcie wykazać się jako prawdziwy bohater, zbawca ludzkości i kosmiczny komandos. Oczywiście mamy tam jakiś tunel czasoprzestrzenny, kilku naukowców szukających idealnej planety na którą moglibyśmy się przenieść, garść trupów, robotów, czyli fajniutki Sci-fiction, bardzo przyjemny i nawet składny, ale z małą domieszką hollywoodzkiego syfu. No i tu bajka się kończy, a w ustach pozostaje lekki niesmak.

Może zacznę od pozytywów. Film jest wizualnie piękny i choć "piękno" jest pojęciem względnym, śmiało go dziś tutaj użyję, ponieważ estetyka każdego kadru powala na kolana. Nie dziwie się więc, że Akademia nominowała do Oscara Interstellar w samych technicznych kategoriach. Za efekty specjalne będę trzymała kciuki, muzyka również mnie nie zawiodła, ale na nic więcej Nolan sobie nie zasłużył. Merytorycznie wszystko leżało. Historia ciągnęła się w nieskończoność, scenariusz przekombinowali, a samo zakończenie sromotnie rozczarowuje, Miało być z efektem zaskoczenia, wyszło miałko, a wręcz obrzydliwie surrealistycznie. Zazwyczaj stosując pojęcie "surrealizm" w krytyce filmowej staram się podkreślić wyjątkowość i osobisty kulturowy podziw dla danej produkcji. W przypadku Interstellara byłam tym zjawiskiem bardziej rozczarowana niż zachwycona. Piękny obrazek, owszem, ale fatalna treść. Zamerykanizowana do szpiku kości, zbyt rodzinna i wydumana. Nic odkrywczego, wiele pomysłów zapożyczonych od innych twórców, Mimo wszystko nie polecam. Przykro.

Kika 7/10 (i tak za wysoko)
Filmweb 8,1/10 (whaaat?!)

Gra tajemnic


8 nominacji:
  • Najlepszy film
  • Najlepszy aktor pierwszoplanowy - Benedict Cumberbatch
  • Najlepsza aktorka drugoplanowa - Keira Knightley
  • Najlepszy reżyser - Graham Moore
  • Najlepszy scenariusz adaptowany    WYGRANA
  • Najlepsza muzyka oryginalna
  • Najlepsza scenografia
  • Najlepszy montaż
Nie było źle, ale liczyłam jednak na coś więcej. Tyle w ramach wstępu.

Generalnie film mi się podobał, muszę przyznać, że był interesujący, łatwy w odbiorze i dobrze zrobiony. Niestety jak dla mnie trochę mu brakuje do poziomu kilku pozycji z tegorocznych nominacji oscarowych (oczywiście mam tu na myśli Birdmana, Grand Budapest Hotel, czy choćby Whiplash). W żadnym wypadku nie będę Gry tajemnic specjalnie krytykowała, wręcz przeciwnie. W pierwszej kolejności trochę się pozachwycam, a na koniec wytłumaczę czemu jednak zdecydowałam się na obniżenie ogólnej oceny. 

Zacznę od obsady. Kolejny oscarowy strzał w dziesiątkę! Cumberbatch świetnie poradził sobie w roli Alana Turinga, matematycznego geniusza. Choć scenariuszowo jego postać mocno nawiązywała do Sherlocka (chyba nie muszę tłumaczyć, że Cumberbatch wraz z Martinem Freemenem występują w serialu tv ukazującym przygody znanego detektywa), Benedictowi udało się stworzyć coś nowego i nie zawiódł mnie! Świetnie podkreślił specyficzną osobowość Turinga. Za jego błyskotliwością, arogancją i emocjonalną rozterką kryła się ironia i zręczny żart. Wszystko to jakoś fajnie się komponowało i zamiast kolejnej kopii Holmesa, dr House'a czy Sheldona z Big Bang Theory - otrzymaliśmy nowy ekscentryczny charakter. Cumberbatch nie tylko wykazał się pomysłowością, ale i nieprzeciętnym aktorstwem. Jego rola absolutnie zasługuje na Oscara, chociaż konkurencję ma sporą i tak umieszczę go pośród moich tegorocznych faworytów. <3 

Keira Knightley również poradziła sobie świetnie, chociaż z niezrozumiałego dla mnie powodu na Filmwebie zażarta dyskusja się zrobiła jaka to ona w Grze tajemnic nie była fatalna. Hmm. Powiem krótko, bo zaczynam za bardzo się rozpisywać, Keira zagrała przyzwoicie, bardzo mnie się jej postać podobała, biło od niej ciepło i zwyczajna sympatia. Rola rzeczywiście nie jest oscarowa, ale tylko ze względu na słabo rozpisaną rolę. Aktorka nie miała jak się wykazać, pomimo słabego scenariusza zrobiła co mogła i tyle, nie jej wina. 

Poza tym zachwalę scenografię, kostiumy i muzykę. Cały czas czuliśmy wojenną atmosferę, Graham Moore zdecydował się na interesujący zabieg wprowadzenia gdzieniegdzie materiałów archiwalnych lub komputerowo zrealizowanych zdjęć prosto z pola bitwy. Nadawało to całości charakteru, nie skupialiśmy się wyłącznie na zagadkach tajnej Enigmy, ale wciąż pozostawaliśmy w klimacie bezwzględnej, militarnej wojny. 

I pomimo tego, że pracowało przy Grze tajemnic tyle znamienitych osób, którzy odwalili kawał dobrej, profesjonalnej roboty - to scenarzyści musieli spieprzyć... No cholera jasna, po raz kolejny postanowili zrobić z widzów idiotów. Banalne dialogi, łopatologiczne tłumaczenie poszczególnych sekwencji przez bohaterów i ciągłe, okrutne powtórzenia. Muszę jednak podkreślić, że parę razy udało się im mnie rozśmieszyć, ale chyba to bardziej zasługa rewelacyjnej gry Cumberbatcha a nie lichego, mini-dowcipnego scenariusza. Generalnie jest to jedyny, choć dość solidny argument przeciwko produkcji Moore'a. Mimo wszystko całość jakoś się broni. Z kina wyszłam może nie do końca spełniona, ale zadowolona. Uśmiech był. Jeśli szukacie nieskomplikowanego filmu o ciekawej tematyce, wciągającego i przyjemnego pomimo obecności wątków wojennych - zapraszam na Grę tajemnic

Kika 7/10
Filmweb 7,4/10

Sniper




6 nominacji:

  • Najlepszy film
  • Najlepszy aktor pierwszoplanowy - Bradley Cooper
  • Najlepszy scenariusz adaptowany
  • Najlepszy dźwięk
  • Najlepszy montaż 
  • Najlepszy montaż dźwięku        WYGRANA

Dobry film. Interesujący i zajmujący. Pierwszy raz w życiu jednak muszę przyznać, że był on za krótki,nieskończony. Zabrakło mi jednej sceny wiążącej, która ewidentnie podniosłaby wartość całej produkcji.

Powyższa historia, oparta na faktach, związana jest postacią Chrisa Kyle'a, jednego z najlepszych amerykańskich snajperów. Film nie tylko skupił się na jego dokonaniach wojennych, ale życiu prywatnym i kondycją psychiczną, z którą musiał się zmagać przez oczywiste koszmary wojenne.

Pod względem psychologicznym nie mam żadnych zastrzeżeń, Bradley Cooper w roli głównej doskonale odnalazł się w skórze bohaterskiego strzelca wyborowego. Twardziel, ojciec, mąż, opiekun, dowódca, przyjaciel - wszystko pięknie. Amerykański ideał, hollywoodzka propaganda - dokładnie wszystko czego nienawidzę. Jednakże przyznać muszę, że całość obejrzałam z zapartym tchem. Nie zabrakło emocji, dobrych zdjęć i etycznych rozterek wojennych.

Trochę wiało amerykańską kupą, znowu poczułam się małym polaczkiem wobec ogromu zajebistości zachodniego mocarstwa. Stany są najlepsze, jak ginąć to tylko za ich kraj, za ich potęgę i wielkich ludzi. No coż...jakby nie patrzeć morderców i bezwzględnych opraców dzieci i kobiet, jednakże względem irakijskich bestii koniec końców nie wypadają w sumie najgorzej. Nie mnie to oceniać, dlatego wolę skupić się jednak na filmie.

Co mnie irytytowało? Pominę standardowy hollywoodzki shit, bo wyjątkowo, aż tak mnie w tym przypadku nie raził. Szczególną niechęcia darzyłam postać żony Chrisa - Taya'ę. Od pierwszej sceny działała na mnie niesamicie drażniąco, wiecznie niezadowolona, ciągle coś przeszkadza jej w stworzeniu jej małego idealnego światka. Ja doskonale zdaję sobie sprawę z koszmaru, jaki musiała przechodzić czekając wciąż na swojego męża, czy wróci, czy żyje, czy jej dzieci odzyskają ojca? Niestety jej postać była "przesadnie przewrażlwiona", okrutnie irytująca, aż w żołądku się przewracało. Dla tej pani podziękuję, zepsuła mi seans.

Druga sprawa - zakończenie. Jak wspomniałam na początku było ono niekompletne, aż miałam wrażenie, że w pewnym momencie zabrakło im funduszy na dokręcenie jednej, absolutnie jednej sceny, która postawiłaby bolesną kropkę na tej jakże intrygującej historii. Szkoda. Byłoby pierdolnięcie. 

Dobrze zrobiony film wojenny to dla mnie absolutna gratka. Zazwyczaj śpię na tego typu produkcjach, u Clinta Eastwooda w Sniperze trochę oderwałam się od rzeczywistości i pochłonęłam w przejmującym scenariuszu. Świetna realizacja, przede wszystkim pochwalę tu sceny z burzy piaskowej, niesamowite wrażenia. Dodatkowo rola Coopera nie rozczarowała. Dumna jestem z tego aktora, widać, że wciąż się rozwija i z roku na rok pokazuje coraz to ciekawsze wcielenia. Oscara nie będzie, ale w dalszym ciągu trzymam kciuki za jego karierę!

Kika 6/10
Filmweb 7,2/10

Teoria wszystkiego



5 nominacji:

  • Najlepszy film
  • Najlepszy aktor pierwszoplanowy - Eddie Redmayne   WYGRANA
  • Najlepsza aktorka pierwszoplanowa - Felicity Jones
  • Najlepszy scenariusz adaptowany
  • Najlepsza muzyka oryginalna

Powoli zbliżamy się do końca moich tegorocznych recenzji oscarowych. Rzeczywiście zaczęłam od gigantów filmowych, bo każda kolejna obejrzana przeze mnie oscarowa nominacja nie robi już aż takiego wrażenia. Miałam ogromne nadzieje względem Teorii wszystkiego i chyba rzeczywiście zbyt wiele oczekiwałam od owej produkcji, bo niestety czegoś mi w tej historii brakowało.

Zacznijmy od generalnego wrażenia. Film troszeczkę jest nudny. Pomimo jak dla mnie genialnej biografii Stephana Hawkinga, tutaj jakoś nic nie porywało, nie czarowało. Twórcy woleli bardziej skupić się na małżeństwie Stephena i Jane - fajnie dla romantyków, smutno dla fanów matematyka. 
Było emocjonalnie, łatwo i przyjemnie. Życiowy dramat Hawkinga przemieniono w historię o miłości i wzajemnym wsparciu, a jego dokonania naukowe ubrano w bardzo lekką formą, absolutnie zrozumiałą, dzięki czemu Teoria wszystkiego jest dla każdego, nawet najbardziej tępego widza. Chyba to zaważyło nad moją ogólną oceną filmu, liczyłam na coś bardziej złożonego i wymagającego, tak by mój humanistyczny mózg eksplodował z niemożności podążania za akcją. W ogóle odebrałam tu Hawkinga bardziej jako schorowanego męża i ojca, który przy okazji napisał sobie kilka książek i tyle. A gdzie jego sława? Wielość dokonań? Wszystkie matematyczne bzdety, których nie ogarniam?! Właśnie dlatego Teoria wszystkiego jest dla mnie nudna. Takich dramatów wymienić można wiele, ale zrobić inteligentny, poniekąd naukowy film, to jest sztuka!

Przyznać jednak muszę, że mimo ogólnej niechęci, dość przyjemnie oglądało się całość - co jak mniemam było głównym celem twórców, stworzyć sympatyczną atmosferę. Dla osób, które nie wiedzą kim jest Stephen Hawking albo nie znają jego biografii seans, mógł wydawać się chyba nawet zaskakujący, tak mi się zdaje. Postępująca choroba, paraliż ciała, utrata mowy, małżeństwo szczęśliwe - nieszczęśliwe, coś tam się działo, chyba można to nazwać "zwrotami akcji". Hmm chyba się jednak skuszę na inną produkcję odnoszącą się do dokonań znanego matematyka Hawking z 2004 roku. Film średnio znany, ale może spełni moje górnolotne wymagania :)

Obsada Teorii wszystkiego wydaje się być udana. Eddie Redmayne świetnie poradził sobie w roli głównej, myślę, że Oscara ma już w kieszeni. W sumie nie myślę, ja to wiem. Pomimo tego, że kibicuję Keatonowi i Cumberbatchowi, to Redmayne ewidentnie odbierze statuetkę. Chowam urazę i serdecznie gratuluję doskonałej roli, piegowaty chłopcze, to będzie Twój rok! O Felicity Jones powiem krótko, przepiękna dziewczyna o magicznej osobowości, przyciąga swoją uwagę bardzo, ale na Oscara to za mało. 

I na koniec ścieżka muzyczna, świetna, dobrze dobrana, jednak lekko oszukana. Myśleli, że dam się nabrać, ale nie ze mną takie numery! Powyższa produkcja otrzymała nominację w kategorii "Najlepsza muzyka", którą oryginalnie skomponował Jóhann Jóhannsson, jednakże na samym końcu filmu, w najbardziej spektakularnej części, którą przeciętny widz zapamiętuje najlepiej po wyjściu z kina - znienacka pojawił się utwór, z którym Jóhannsson nie miał nigdy nic wspólnego, ale przyznajmy pięknie brzmiał! Nie rozumiem absolutnie tego zabiegu, po tych wszystkich ujmujących dźwiękach w tle nudnej akcji, kiedy już pogrążyłam się w melodyjnym Jóhannssonowym cieple, oni mi tu wyjeżdżają z Arrival of the birds zespołu Cinematic Orchestra (do posłuchania poniżej)! Normalnie aż się podniosłam z krzesła, kto to wymyślił? Mało tego, że ogłupiają nieświadomego widza, to jeszcze śmieją się w twarz Akademii. Co za ściema perfidna! 
Ten utwór jest rzeczywiście piękny, myślę, że jeden z moich ulubionych, ale znając jego interpretację do Teorii wszystkiego zwyczajnie nie pasował. Arrival... jak sam tytuł choćby świadczy odnosi się do natury, Matki Ziemi, to co rośnie, kwitnie i rodzi się by wkrótce umrzeć. Świat nauki, czarne dziury czy wzory matematyczne nijak mają się do stworzonej przez Cinematic Orchestra muzycznej narracji. Absolutny i karkołomny błąd! 



Ostatecznie przyznaję Teorii wszystkiego średnią ilość punktów, nie było najgorzej, ale do Oscara tylko Redmayne tu się nadaje.

Kika 6/10
Filmweb 7,4/10 

Mr Turner




4 nominacje:
  • Najlepsza scenografia
  • Najlepsze kostiumy
  • Najlepsza muzyka oryginalna
  • Najlepsze zdjęcia

Prawdziwa audiowizualna impresjonistyczna gratka- tak określiłabym Mr Turnera. Nominacja do Oscara w kategorii "Najlepsze zdjęcia" jak najbardziej zasłużona. Poszczególne sceny prezentowały się zjawiskowo, niczym malowane pędzlem, doskonałe oświetlenie i ciepłe barwy każdego kadru idealnie wprowadzały widza  w charakterystyczną twórczość Williama Turnera. Dlatego przy okazji pochwalę zarówno kostiumy jak i scenografię - wszystko dopracowane do najmniejszych szczegółów.

Kolejnym plusem obdarzę świetny scenariusz i dialogi. Nie tylko zdjęcia ale i wypowiadane przez bohaterów słowa malowały piękne obrazy w mojej głowie. Oczywiście to wszystko ubrane było w bardzo przyjemną i lekką formę, widza nie męczyły nadmierne epitety, a domieszka lekkiego humoru i ironii budziła nas z artystycznego snu.

A na koniec zostawię pana Timothy'ego Spall'a, czyli filmowego Turnera. Świetia rola! Magnetyzująca, lekko irytująca, dzięki niemu ani przez chwilę nie odczułam nudy. Jego specyficzne chrząkanie, takie złośliwe pomrukiwanie fantastycznie podkreślało cyniczny charakter bohatera. Bawił mnie i poruszał, rola niestety niedoceniona przez Akademię, ale na pewno podbijająca serca.

Mr Turner nie jest filmem oscarowym i rzeczywiście brakuje mu trochę do perfekcji. Uznam go jednak za przyjemną biografię, z bardzo ładną oprawą i pierwszorzędnym aktorstwem. Mike Leigh, czyli twórca ów dzieła, jest jednym z moich ulubionych wizjonerów współczesnego kina, dlatego złego słowa o nim nie powiem i oczekuje nowych, może i oscarowych pomysłów na przyszłość.

Kika 7/10
Filmweb 6,2/10
Selma

2 nominacje (lol):
  • Najlepszy film
  • Najlepsza piosenka "Glory"    WYGRANA (lol)