środa, 3 września 2014

Ida, nasza filmowa nadzieja!

W sumie pod względem filmowym dużo się działo u mnie przez ostatnie miesiące. Jednak krakowsko/żydowsko/wojenne wspominki zostawie na inny wpis, bo dziś co innego chodzi po mojej głowie. Z prawie rocznym opóźnieniem, w końcu zabrałam się za polski hit ostatnich miesięcy, doceniony na zachodzie, w tym momencie raczej pewny kandydat do przyszłorocznych Oscarów. Oczywiście mowa tu o Idzie, która zdobyła chyba wszystkie możliwe nagrody w kraju, krytycy rozpływają się nad jej filmową perfekcją, a widzowie...no cóż z nimi to bywa różnie. A co ja o tym myślę? Hmmm. Nieśmiało muszę stwierdzić, że polskie kino prawie doczekało się swojego małego arcydzieła, było blisko ale jednak i genialnie.




Ida nie odznacza się skomplikowaną i trudną fabułą. Mamy tytułową żydowską niedoszłą zakonnicę, która wraz z nowo poznaną ciotką (Kulesza - absolutnie niesamowita kobiecina) wyrusza w podróż do rodzinnej wsi, by odkryć jak zginęli i gdzie zostali pochowani jej rodzice. Przy okazji poznajemy lepiej postaci, zaczynamy rozumieć ich postępowania, powiadujemy się gorzkiej prawdy o zamordowanej rodzinie bohaterek i...poddajemy się klimatycznemu zakończeniu.

Myślę, że nie sama fabuła jest tu istotna. Stanowi swoiste tło dla emocji budujących szkielet danej produkcji. Aby zrozumieć istotę filmu, należy oddać się prostym ale i interesującym kadrom, które wprowadzają nas troszeczkę głębiej i pozwalają na prywatną interpretację. Ida nie jest trudna, muszę to podreślić, to absolutnie prosty film, z banalnym przesłaniem, nieskomplikowanymi scenami, dialogami i metaforami. Pawlikowski, nasza reżyserska nadzieja na Oscara, ułatwił to wszystko widzowi, tymi fantastycznymi, klimatycznymi kadrami. Przeciągające są ujęcia umożliwiają nam chwilowe zadumanie nad dopiero rozgrywającymi sie wydarzeniami, składamy elementy metafizycznej układanki, aby z łatwością przejść do dalszej części filmu. 



Przeciwieństwa bohaterek pięknie się ze sobą integrują. Obojętność malująca się na twarzy bogobojnej Idy uzupełniana jest nieszczęśliwym grymasem ciotki, oddającej się wciąż alkoholowym uciechom. Mamy mało czasu na pełne zrozumienie ich skomplikowanych osobowości, ale doskonale zbudowany scenariusz i istotność każdej umieszczonej w filmie sceny, szybko odkrywa prawdę o ich samych. Ida jest dla mnie absolutną gratką interpretacyjną, w której młoda dziewczyna podejmuje liczne próby odnaleznia własnego, duchowego "ja", a jej ciotka, zniszczona przez historię, politykę i bezsens istnienia - bez wahania przyjmuje tragiczny życiowy wyrok. 



No cóż, zjawiskowe kadry, nastrojowe czarno-białe barwy, doskonały montaż i przede wszystkim powolna, wzmagająca kontemplację akcja - składa się w jedną, artystyczną całość. Scenografia rodem z lat '60, ta muzyka, stroje, dekoracje, minęło wiele godzin, a wciąż o nich rozmyślam i jestem pod wielkim wrażeniem. Nic tu nie jest przesadzone, czasem reżyser nawet zostawia nas z pewnym niedosytem, abyśmy mogli wypełnić pustkę własnymi spostrzeżeniami. Oczywiście nie wydaje mi się aby Ida była aż tak skomplkowana, aby każdy rozumiał ją inaczej, sens jest jeden, ale odczucia mogą być inne - i to jest właśnie piękne!

Przyczepię się jednak do dźwięku. Czekam aż nasz kraj doczeka się normalnych dźwiękowców, bo część dialogów zrozumiałam tylko i wyłącznie dzięki angielskim napisom, które przypadkowo znalazły w mojej wersji filmowej. 

Abolutnie polecam, Ida jest właśnie tym, co powinno się zobaczyć nawet kilka razy, aby poczuć i zrozumieć jeszcze więcej. Antypolskość czy antysemityzm, które niby wyłaniają się z tego filmu są dla mnie absolutnie niezrozumiałe. Żyjemy chyba wciąż w ciemnogrodzie, a przede wszystkim nie znamy historii. Smutne. Dla wszystkich myślących, niebojących się powolnych filmów, bez wybuchów, fruwających wnętrzności czy szybkiego montażu - zapraszam na kawał dobrego kina. Krytycy tym razem się nie mylili, to je dobre!

1 komentarz:

  1. Nie piszesz za często. A szkoda! :) Czytałem już wiele pochlebnych recenzji (w zasadzie samych pochlebnych). Lubię powolne filmy, zatem i ten zamierzam obejrzeć. Pierwsze co rzuca się w oczy to zdjęcia. Wydaje się że decyzja o tym iż ma być to obraz czarno-biały był strzałem w dziesiątkę. Cienie, przejścia, światło, magia.

    "Przyczepię się jednak do dźwięku. Czekam aż nasz kraj doczeka się normalnych dźwiękowców," - No ten akapit powinien być wstępem do długiego felietonu. Też czekam na krajowe produkcje gdzie wszystko słychać. To w dużej mierze zależy od ekipy. Wydaje mi się że najlepsza jest ta towarzysząca Pasikowskiemu. W jego filmach zawsze lepiej słychać :) Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń