czwartek, 14 listopada 2013

Niemy słowotok

Niniejszym oznajmiam, iż mianuję Rona Fricke jako mojego osobistego boga (z małej, bo jeszcze posądzą mnie o herezję).
Obejrzałam Barakę i już tłumaczę...

Dzisiejszy dzień obfitował w niezliczone ilości niczego z dodatkami nieistotności i szczyptą beznadziejności. Spałam 3h, praca po raz kolejny utwierdziła mnie iż pławie się w głupocie, a reszta spraw, które załatwiałam popołudniu była niczym tylko bieganiną, bezmyślnością i ciągłym poczuciem bezsilności wobec...wszystkiego! Wypiłam za dużo kawy, stanowczo za dużo i to za mocnej, pokręciło mi się we łbie. Jako wysoko-ciśnieniowiec powinnam omijać takie specyfiki, ponieważ od godziny 13:00 trwam w narkotycznym uniesieniu. Kiedy wróciłam do domu nie mogłam spać, nie mogłam jeść, byłam naćpana, nazwijmy rzecz po imieniu, kofeina gorzej jak kokaina popsuła mi dzień i zdrowie. Skoro już tak leżałam w bezruchu i patrzyłam się w ścianę a po ciele przebiegały dreszcze, postanowiłam jakoś wykorzystać ten czas i włączyłam film. No właśnie, film? Myślę, że tytuł mojego bloga dziś w końcu odnajdzie swoje odzwierciedlenie. To nie jest blog o filmach, a tym bardziej ten wpis...



Baraka zachęciła mnie już od pierwszego ujęcia, wiedziałam czego się spodziewać i jakie nastawienie będzie stosowne. Wyłączyłam się od świata (co bardzo ułatwiła mi wciąż dudniąca w żyłach kofeina) i skupiłam na pojawiających się na ekranie obrazach. Z minuty na minutę moje myśli ciągle zmieniały tor. Z początku uznawałam tę produkcję za ciąg przyjemnych artystycznych zdjęć, z genialnie dobraną muzyką i niespotykaną aurą. Empiryczna rozpierducha. Potem zaczęła dochodzić refleksja, a nawet próby interpretacji niektórych (przypadkowo?) zestawionych ze sobą scen.










Czym jest Baraka? Wszystkie internetowe bazy filmowe określają ją jako dokument bądź film przyrodniczy, Wikipedia daje nam nawet dosłowne tłumaczenie - błogosławieństwo, jako 96- minutową medytację nad naszą planetą o ile dobrze pamiętam. Według mnie wszystko powyższe się zgadza, rzeczywiście mamy:

  • dokument - obserwujemy jak się żyje tu, umiera tam, jak modlą się gdzie indziej a jak pracują jeszcze gdzieś tam hej,
  • przyrodniczy - piękno przyrody, magiczne zakątki o których nie mieliśmy pojęcia i pewnie nigdy ich nie zobaczmy na własne oczy, bo kasa, bo praca, bo dzieci, bo dom...
  • i medytacja - owszem, nie tylko doświadczamy różnych kultur ale wchodzimy w ich skóry, zastanawiamy się nad sensem istnienia, albo i nie...
No właśnie, tego nie można wytłumaczyć tak prosto, Baraka popycha nas w głąb świata, ukazuje różnorodności obyczajowe i kulturowe, daje nam przystanąć w konkretnym miejscu i czasie i...  po prostu obserwować, nic więcej. Fragmenty przedstawiające ruchliwe ulice Tokio, pędzących przed siebie przypadkowych ludzi, tłumy, hałasy, drogi, utwierdzają nas tylko w tym jak przemija czas, jak nie dostrzegamy tego co jest obok, nie doceniamy otaczającego piękna. Przyspieszona taśma nadaje specyficznego tempa potęgując wrażenie przemijalności. Jak możemy samodzielnie percypować rzeczywistość kiedy zamykamy się we własnych klatkach jedynie śpiąc, pracując i jedząc? (zestawienie drastycznych scen z hodowli kurczaków z zatłoczonymi ulicami Tokio) Nigdy nie mamy na nic czasu, biegamy i załatwiamy. Zamartwiamy się i kombinujemy. W Barace możemy w końcu usiąść i pomyśleć, a obrazy przedstawiane są w sposób lekki i estetyczny. Baraka nie nudzi a hipnotyzuje. 

Najpiękniejsze w tym wszystkim jest to, że każdy odbiera ten film na swój sposób, widzi to co chce i kieruje się swoim personalnym tokiem myślenia. Tutaj nie mamy narratora, bo komentujemy my sami w naszych głowach. Warto obejrzeć go samemu, w domowym zaciszu, od początku do końca bez żadnych przerw, aby nie zniszczyć magii. A i oczywiście pamiętajcie o ściągnięciu napisów, baaardzo ważne! 




Od dzisiaj obiecuję, że częściej będę zwracała uwagę na to co dzieje się wokół mnie. Już od dłuższego czasu marzy mi się ucieczka z tego politycznie niepoprawnego i brzydkiego kraju bez perspektyw, w którym wszystkim źle a człowiek człowiekowi wilkiem. Jednakże jak zobaczyłam bytomską odlewnię oczami Fricke'a z uroczymi robotnikami w fikuśnych kowbojskich kapeluszach oczy mi się cholera jasna otworzyły. Takie proste, brzydkie, brudne - piękne! To jest czysty artyzm! Jak mogę dosłownie potępiać rzeczywistość nie czytając między wierszami? Mijać stare zniszczone budynki nie zastanawiając się nad ich historią? Porozglądajmy się, doceńmy to co mamy. Żyjemy w pięknym świecie, a czas mija, więc...czemu go nie zatrzymać? :)

Filmweb 8,2/10
Kika 10/10